wtorek, 25 lutego 2014

#3

7 komentarzy:
Otworzyłem teczkę z napisem "PILNE" i wziąłem się za pisanie sprawozdań.

- Harry...

Kartka po kartce wertowałem wszystkie analizy, relacje z przeprowadzonych badań i spisane zeznania, by jak najprecyzyjniej wyciągnąć wnioski.

- Styles, mówię do Ciebie. - usłyszałem burknięcie nad swoją głową. Uniosłem wzrok i ujrzałem blond czuprynę oraz wesołkowate, ciemnoniebieskie oczy.
- Niall? Skąd żeś się tu wziął? - uniosłem do góry brew.
- No dzięki stary. - zaśmiał się. - To tak witasz dawno niewidzianego kumpla?
- Oj przymknij się i mów wreszcie, co tu robisz. - zarechotałem.
- Dostałem przeniesienie. - rzekł, szczerząc się. - Od dziś pracujemy razem w A+, więc będziemy się widywać codziennie Loczku. - tłumaczył, a jego cwaniacki uśmieszek nie znikał mu z twarzy.
- Boże.. Za jakie grzechy. - zaśmiałem się, na co Horan również zaczął rżeć. - Czekaj, coś ty powiedział? - dotarło do mnie po chwili. - A+? Kontrwywiad? Stary, przecież to głównie czynna służba, z której dawno zrezygnowałem. Coś pomieszałeś, ja zajmuję się tylko archiwum.
- No właśnie już niedługo. - wtrącił. - Wracam prosto od Cartera, który chce z tobą rozmawiać, jak to ujął "w trybie natychmiastowym".

Słuchałem objaśnień blondyna, choć tak naprawdę od dłuższego czasu pogrążony byłem we własnych myślach.

~ Czynna służba? Przecież wie, dlaczego z niej odszedłem. Chce mnie do niej przywrócić? Nie może mi tego zrobić... Ja nie mogę tego uczynić April...~

- Idź do niego. - mruknięcie Nialla wyrwało mnie z kłębiącego się zamyślenia.
- Pójdę, gdy skończę. - odparłem krótko i wróciłem do opisywania dokumentów. - Stary musi mieć wszystko dokładnie dopracowane. - burknąłem pod nosem.
- Jak uważasz. - odrzekł, posyłając mi delikatny uśmiech. - Może wyskoczymy po pracy do knajpy? - zapytał znienacka. 

Oderwałem trzymany przeze mnie długopis od papieru i ponownie zerknąłem w tęczówki przyjaciela.

-Sam nie wiem. - przyznałem szczerze. - Mam mnóstwo do zrobienia, a chciałbym w miarę szybko wrócić do córki.
- April, tak? - mruknął ciepło. - Słuchaj Hazz, wiem, iż starasz się być przykładnym ojcem, ale jak raz ułoży ją do snu opiekunka zamiast Ciebie, to nic się nie stanie. - powiedział przyjacielsko. - W końcu sam wciąż powtarzasz, że jest z niej wyjątkowo bystra i wyrozumiała dziewczynka.

Uśmiechnąłem się, słysząc jego słowa. Tak, to zdecydowanie o mojej April. Wiem, że rodzic często idealizuje swe dziecko, ale ta mała kruszyna w moich oczach była naprawdę idealna. Całe szczęście wdała się w matkę, po mnie dziedzicząc jedynie swą dociekliwość i jasne włosy.

- Hazz? - do mych uszu dobiegło zniecierpliwione chrząknięcie Horana.
- Muszę iść do starego. - stwierdziłem, zbierając wszystkie pisma i wstając od biurka.

Blondyn pokręcił zrezygnowany głową i wrócił do swego biura, by się do końca rozpakować. Ja natomiast, z plikiem dokumentów pod pachą, udałem się wprost do gabinetu szefa. Miałem już zapukać i wejść, gdy usłyszałem jego rozmowę, chyba z jednym z pracowników, sądząc po tonie głosu i ironicznych odzywkach, jakimi się posługiwał. Niestety ledwo co uchylone drzwi i szum panujący w korytarzach uniemożliwiły mi rozpoznanie drugiego z rozmówców. Jednak udało mi się wyłapać istotne szczegóły z ich konwersacji.

- Kto to do cholery wyniósł? - pytał zdenerwowany Carter, wymachując trzymaną w dłoni niebieską teczką.

~Już wiem kto chce mnie trzymać od niej z daleka.~

- Ja nie wiem.. - odezwał się ten drugi. - To nie moja wina..
- Nie chrzań! - stary coraz bardziej się spinał. - Widzisz ten kolor? - wskazał aktówkę. - Od kiedy akta są składane w kolorowankach? I jakim cudem znalazły się na jego biurku?
- Ja mu ich nie podrzuciłem...
- Gówno mnie obchodzi, kto to zrobił. Ale to Ty masz go trzymać od sprawy z daleka. Chyba, że chcesz opłacać kolejny pogrzeb.

~ Pogrzeb? Pogięło go do reszty? Czego się boisz Carter? Co ukrywasz...~

Setki pytań trawiło mnie od środka. Odskoczyłem szybko od drzwi, gdy niezidentyfikowany rozmówca wyszedł z biura drugim wyjściem a stary skierował się w moją stronę.

- Harry. - rzekł, wykrzywiając usta w fałszywym uśmiechu. - W samą porę, czekałem na ciebie.
- Oto raporty. - rzuciłem obojętnie, wręczając mu akta ostatnich śledztw.
- Dobra robota. - mruknął, przeglądając ich zawartość. - Jednak nie po to Cię wzywałem.
- Chodzi o A+, prawda? - spytałem spokojnie, krzyżując ręce na klatce piersiowej.
- Horan widzę się spisał. - powiedział, uśmiechając się głupkowato. - Sprawa jest prosta, od dziś działacie we dwójkę. 
- Tylko, że kontrwywiad to nie moja działka. - starałem się zachować spokój.
- Ale nikt nie zna się na nim tak jak Ty. Niall jest świetnym agentem, ale brakuje mu wtajemniczenia, które Ty mu zapewnisz. - wyjaśnił.
- Wiesz, dlaczego zrezygnowałem z pracy w terenie. - mruknąłem, zaciskając szczękę.
- Tak Styles, wszyscy dobrze znamy twoją sytuację rodzinną, jednak minęły dwa lata. Dość dużo czasu, by się pozbierać.
- Przecież tu nie chodzi o mnie.. - odparłem sucho. - Mam małe dziecko do cholery.
- Trzeba było go sobie nie robić. - zarzucił, szczerząc się cwaniacko a ja musiałem się powstrzymać, by czasem pięścią nie zedrzeć ten uśmieszek z jego parszywej gęby. - Nie jestem od tego, by Cię do cholery niańczyć. Załatw sobie jakąś opiekunkę, mogę Ci nawet polecić jakąś, jak chcesz. Ale wracasz do wykonywania misji i to nie podlega dyskusji.
- Do ch...
- Zastanów się zanim coś powiesz. - zerknął z powagą na mnie. - Wiesz, że mogę załatwić, byś skończył na bezrobociu. Ostatnio wiele osób odpadło i potrzeba nam dobrze wyszkolonych ludzi do wykonywania zadań. Wracasz do A+ Styles.
- To wszystko? - wycedziłem przez zęby.
- Taa.. Jesteś wolny. Radzę Ci nieco odpocząć, bo zlecenie może pojawić się w każdej chwili.

Wyszedłem szybkim krokiem z jego biura i wyładowałem całą swą agresję na stojącym niedaleko koszu.
Miałem szczerą ochotę się wrócić i powiesić za oklapłą męskość na jego cholernym szpanerskim żyrandolu.

- Widzę, że już rozmawiałeś. - nawet nie wiem, kiedy Niall pojawił się obok.
- Ta.. - burknąłem pod nosem. 
- To co piwko? Tam gdzie zawsze? - rzekł z przyjacielskim uśmiechem.
- Zgoda. - mruknąłem i wyciągnąłem telefon.

Całe szczęście pani Hopkins nie miała planów na wieczór i zapewniła zająć się April. Niestety, tak jak przeczuwałem, ta druga była mniej zadowolona z tego powodu.

- Bądź grzeczna kochanie. Tatuś Cię kocha. - mówiłem czule, gdy mała jęczała mi do telefonu. - Śpij dobrze aniołku i zajmij się Madeline do mojego powrotu.

Kwadrans później siedzieliśmy już przy drewnianym stoliku w ledwo oświetlonym pubie. Jednym ruchem wlałem w swe gardło pięćdziesiątkę czystej, którą następnie popiłem kilkoma łykami zimnego piwa.

- Ostro cię wnerwił. - stwierdził blondyn, obserwując moje zachowanie.
- Dziwisz się? - uniosłem brew. - Miałem nigdy do tego nie wracać...
- Taką mamy robotę stary. Carter jest szefem i nie możesz mu się postawić.
- Horan ale tu chodzi o April. - mruknąłem zły. - Została pozbawiona matki, nie mogę ryzykować, że mogłaby stracić również ojca.
- Więc nie daj się zabić. - odpowiedział krótko. - Dlaczego zakładasz od razu najgorsze?
- Cóż, może dlatego, że nie udało mi się ochronić dwóch kochanych przeze mnie  kobiet? - prychnąłem.
- Przecież śmierć Madeline to nie Twoja wina Harry... - odparł cicho. - Stary nikomu nie udałoby się przewidzieć, że jakiś szaleniec zechce roztrzaskać samolot o budynek, w którym akurat pracowała.
- A Jenny? Moja mała biedna Jenny...- westchnąłem. Zrobiło mi się głupio, gdy zobaczyłem smutek w jego oczach. - Niall, ja...
- W porządku. - powiedział cicho. - Mnie też jej brakuje. I żałuję, że nie zdążyłem się jej oświadczyć... Ale dalej twierdzę, że w jej odejściu nie ma ani odrobiny twej winy. Nikt nie wiedział, że w samochodzie jest umieszczony ładunek.
- Horan ale ta bomba była naszykowana na mnie. Moja siostra zginęła, bo pożyczyłem jej samochód, w którym sam miałem zginąć. - westchnąłem i szybko wchłonąłem następną kolejkę.
- To są ciemne strony tego, czym się zajmujemy.. - skwitował smutno.
- Jak ja wytłumaczę April, że będę rzadziej w domu? Obiecałem jej spędzać z nią więcej czasu, a tymczasem muszę wyjechać.. - mruknąłem gorzko, opierając się o blat stołu.
- Chodź, odwiozę Cię. - rzekł ciepło i wstał z krzesła. dopiero wtedy do mnie dotarło, że przez cały wieczór nie zamoczył ust w alkoholu.
- Dzięki. - odparłem cicho i udałem się za przyjacielem.

Pogrążony w zamyśleniu nawet nie wiem, kiedy znalazłem się w domu. Podziękowałem opiekunce za zajęcie się April i ruszyłem do pokoju córki. Uchyliłem drzwi i z uśmiechem wpatrywałem się w moją śpiącą kruszynę.

- Tatusiu.. - jakiś zlękniony szmer uciekł przez sen z jej ust.
- Ciii... Jestem tutaj księżniczko. - szepnąłem czule, pochylając się na łóżkiem i składając delikatny pocałunek na czole małej.

Kiedy upewniłem się, że koszmary opuściły April udałem się wprost do sypialni i gwałtownie opadłem na łóżko. Byłem potwornie zmęczony a mimo to nie mogłem zasnąć.


- Skończ z tym wreszcie... - prosiła, gładząc się po swym zaokrąglonym brzuchu.
- Madeline, to nie takie proste odejść ze służby. - tłumaczyłem cierpliwie. - Muszę wykonać ostatnie zadanie. Przyrzekam, że po tym zmienię pracę. - przytuliłem ukochaną do siebie.
- Błagam Harry, przynajmniej na siebie uważaj... - szepnęła cicho. - Ja potrzebuję męża... A ona  będzie potrzebować ojca.
- Ona? - uśmiechnąłem się na jej słowa.
- Tak ona. To będzie dziewczynka... - odparła czule. - Obiecaj...

Wtuliłem plecy Madeline w swój tors kładąc dłonie na jej podbrzuszu.

- Nic mi się nie stanie, obiecuję...
______________________________________________________

Tak w ramach wyjaśnienia - w poprzednim opowiadaniu przyzwyczaiłam Was to w miarę długich rozdziałów i gdy napisałam jeden krótszy, niektórzy mieli jakby "pretensje". Dlatego zmieniam strategię. Teraz rozdziały będą różnej długości, gdyż będę je kończyć w momencie, który uznam za stosowny.
I głupio mi przypominać, że komentarze są naprawdę ważne, bo motywują do pisania, więc jeśli czytasz to opowiadanie, to  zostaw po sobie jakikolwiek ślad...

Tyle ode mnie.

Love xx
Anna.

niedziela, 23 lutego 2014

#2

10 komentarzy:


- Zostań w domu. -mruknąłem cicho, kreśląc ścieżkę pocałunków na jej odsłoniętym ramieniu.
- Harry. - mruknęła, chichocząc za każdym razem, gdy mój oddech drażnił delikatną skórę mej ukochanej. - Nie mogę od tak nie pójść do pracy. W przeciwieństwie do Ciebie nie mam urlopu . - uśmiechnęła się i pogładziła mnie po policzku.
- Więc załatw sobie wolne. - prosiłem nieugięty, bawiąc się długim kosmykiem kasztanowych włosów, opadających na poduszkę.
- Nie mogę. - westchnęła cicho. - Mamy dziś ważne spotkanie. - usprawiedliwiała się. - Ale może urwę się wcześniej. - odparła ciepło i obdarowała mnie czułym pocałunkiem.

Jeszcze zdążyłem dostrzec, jak powabnym krokiem wychodzi z sypialni i wtulić się w April, która niczym myszka, wślizgnęła się dyskretnie na miejsce Madeline, nurkując w puszystej pościeli. Wtedy rozleniwienie wzięło nade mną górę i powróciłem do snu. Nie wiedziałem, że widzę swoje szczęście po raz ostatni...


- Tatusiu... - usłyszałem cichy szept i poczułem ciepłe rączki na swym barku.

Otworzyłem leniwie oczy i ujrzałem April siedzącą nade mną i obserwującą mnie z zamyśleniem.

- Dzień dobry kochanie - uśmiechnąłem się i skradłem małej całusa.
- Znów ją wołałeś przez sen... - powiedziała smutno. - Ale ja Ci pomogę. - rzekła wesoło i wręczyła mi swoją ulubioną pluszową lalkę.
- Oddajesz mi Polly? Dlaczego? - spytałem zainteresowany i odłożyłem zabawkę  na bok.
- Już nie nazywa się Polly. - sprostowała radośnie. - Od dziś ma na imię Madeline.

Spojrzałem rozczulony na swoją córkę i bez słowa przytuliłem ją do siebie. Często mówi się, że małe dzieci nie wiele rozumieją z tego, co wokół ich się dzieje. Jeśli faktycznie tak jest, to moja April stanowi wyjątek.
Codziennie z dumą stwierdzam, jaka z niej inteligentna i spostrzegawcza dziewczynka. Zupełnie jak jej matka.

- Dziękuję - powiedziałem ciepło i dałem jej kolejnego buziaka. - Znajdziemy Madeline jakieś honorowe miejsce. - dodałem po chwili i usadziłem lalkę na półce nad swoją głową.
- Nie tak. - mruknęła i ściągnęła przytulankę z powrotem. - Ona ma być przy Tobie - wyjaśniła, kładąc ją na poduszce obok mojej.
- Dobrze księżniczko - rzekłem rozbawiony. - A teraz zmykaj do łazienki.
- Nieee - pisnęła radośnie, drocząc się ze mną i schowała się pod kołdrą.

Rechocząc zrzuciłem z niej pościel i przyciągając do siebie zacząłem delikatnie łaskotać. Piskliwy śmiech i roześmiane oczy April, która za wszelką cenę próbowała wydostać się z moich objęć to zdecydowanie najlepszy prezent na początek dnia.

Gdy mała miała wreszcie dosyć łaskotek i posłusznie udała się odświeżyć, wstałem i zszedłem do kuchni przygotować dla niej śniadanie.

- Pośpiesz się, nim wystygnie - rzekłem troskliwie, widząc siadającą za stołem kruszynę.

Sam wziąłem w pośpiechu kilka łyków mocnej kawy i zbierając swe papiery, szykowałem się do wyjścia. Na ten widok April poderwała się z krzesełka, podbiegła do mnie i zaczęła wyciągać dokumenty z powrotem z mojej teczki.

- Co Ty wyprawiasz? - uniosłem brew do góry. - Skarbie nie mam czasu na wygłupy. - oznajmiłem, zerkając na zegarek.
- Nie idź. - szepnęła cicho. - Tato, zostań ze mną - prosiła, robiąc rozżalone oczka.
- Przecież nie będziesz sama - odparłem ciepło i odebrałem jej z powrotem moje akta. - Pani Hopkins za chwilkę przyjdzie.
- Ale ja nie chcę pani Hopkins. - jęknęła, szarpiąc mnie za nogawkę spodni.
- Dlaczego? - spytałem lekko zdezorientowany. - Ona jest bardzo miła i uwielbiałaś się z nią bawić.
- Ale nie chcę. - burknęła z obrażoną minką, tupiąc przy tym nóżką. - Nie lubię.
- April... - szepnąłem wręcz błagalnie. - Kochanie wiesz, że tata musi pracować. - powiedziałem cierpliwie.
- Ale ostatnio robisz tylko to. - westchnęła z grymasem na twarzy. - Już od trzech dni nie byliśmy w parku.

Zrobiło mi się przykro, słysząc jej słowa. Nowe obowiązki sprawiały, że ledwo się wyrabiałem. Zabolało, gdy zrozumiałem, że przez to zaniedbuję własne dziecko. Klęknąłem przed April i ostrożnie ułożyłem swe dłonie na jej kruchych ramionkach.

- Posłuchaj - rzekłem z powagą, zerkając w bursztynowe oczy. - Przyznaję, że trochę nawaliłem. Ale obiecuję, że Ci to wynagrodzę. Może jakaś weekendowa wycieczka? - zaproponowałem szczerząc się.

Odczułem ulgę, gdy mała z uśmiechem rzuciła mi się na szyję. Wtuliłem ją w siebie mocno i ucałowałem złocistą główkę.

- Kocham Cię - szepnąłem czule, uwalniając się z objęć drobnych ramion.
- A ja Ciebie tatusiu.

Zerknąłem rozczulony po raz ostatni na córkę i po pojawieniu się opiekunki wsiadłem w samochód i ruszyłem do pracy. Dobry humor uszedł ze mnie w momencie, gdy zaparkowałem przed budynkiem placówki.

Central Intelligence Agency

Od zawsze kręciły mnie szpiegowskie filmy i kina akcji. Na każdy bal przebierańców przebierałem się za Sherlocka Holmes'a i skakałem ze szczęścia jak szalony, gdy mając osiem lat dostałem od matki swój pierwszy zestaw małego detektywa.

I to wcale nie były marzenia kilkuletniego chłopca. Wręcz przeciwnie z wiekiem nabierałem coraz to większego przekonania, że rozwiązywanie tajemnic i ochrona innych są dokładnie tym, co chcę robić. Z pewnością znacie takie filmy jak "Rekrut", czy "Zawód: Szpieg". Między innymi to one skłoniły mnie do wybrania ścieżki zawodowej. I choć przyznaję, że przeprowadzka z Anglii tutaj była najmniejszym moim problemem, to byłem z siebie dumny, gdy otrzymałem stanowisko pracy w siedzibie CIA.

Zazwyczaj produkcje filmowe wyolbrzymiają pewne rzeczy, by zaintrygować widza, lecz sądzę, iż w przypadku tych wymienionych przeze mnie, zwłaszcza "Rekruta" fikcja niewiele mija się z prawdą. Nie raz bywało, że mijałem się z kolegą ryzykiem dosłownie o włos, więc kiedy związałem się z Madeline, postanowiłem nieco przystopować. A kiedy na świat przyszła April i gdy straciliśmy Jenny... Odszedłem ze służby na dobre. Zrozumiałem, że moim priorytetem jest rodzina, której nie mogę narażać. Choć w efekcie i tak nie udało mi się jej ochronić...

Teraz jestem tu. Znów zajeżdżam pod tą samą siedzibę w kolorze wapienia, którą ozdabia jedynie szklana kopuła. Znowu biorę aktówkę, wyciągam na wierzch przepustkę i przechodzę przez bramki. Niechętnie wróciłem. Chociaż moi przełożeni witali mnie z otwartymi ramionami twierdząc, że brakuje im dobrze wyszkolonych ludzi. Cóż, nie miałem wyjścia... Po śmierci Madeline średniej klasy pensja stróża strawionego przez pożar kompleksu wypoczynkowego okazała się nie wystarczać. Poza tym tam pracowałem głównie na nocne zmiany. Nie chciałem ograniczać sobie czasu spędzanego z córką.

- Witaj Harry. - usłyszałem niski głos mężczyzny niewiele starszego ode mnie, mającego swe biurko tuż koło mojego.
- Dzień dobry John. - odparłem uprzejmie i widząc stertę teczek, kopert i pojedynczych kartek na czymś, co zdawało się być moim stanowiskiem pracy, z cichym westchnięciem siadłem i wziąłem za swą papierkową robotę.
- Marnujesz się nad tymi dokumentami. - stwierdził po chwili. - Nie myślałeś, by znów wykonywać zadania w terenie?
- Nie mogę tego zrobić April. - skwitowałem krótko, po czym wróciłem do czytanego wcześniej sprawozdania.

Im dłużej je czytałem, tym bardziej czułem się zmieszany. Ta sprawa brzmiała mi zbyt znajomo. Zerknąłem na teczkę, z której wyciągnąłem pismo i zszokowałem się.

~To akta sprzed dwóch lat. Dlaczego wylądowały u mnie? Przecież postępowanie zostało umorzone. Zaraz.. Przecież to moje śledztwo, od którego mnie odsunięto!~

Przyjrzałem się jeszcze raz aktówce tych papierów. Inne, które spoczywały na moim biurku były szare, natomiast ta miała intensywny ciemnobłękitny  kolor. Nic dziwnego, że po nią sięgnąłem w pierwszej kolejności. Ktoś chciał przykuć moją uwagę na stare dochodzenie. Tylko kto? I jaki miał w tym cel?

-Styles, do mojego biura! Już! - dobiegło mnie nerwowe wołanie szefa.

~Stary się popisuje.~

Prychnąłem w duchu widząc jego groźną postawę przed kandydatami na rekrutów. Sam zachowałem stoicki spokój i po załatwieniu wszelkich formalności wróciłem do poprzedniego zajęcia. Gdy z powrotem zasiadłem za biurkiem, zorientowałem się, że brakuje mi niebieskiej teczki.  Komuś innemu zależy, bym się w to nie mieszał.

A ja tym bardziej chcę to zrobić...


- Nie możesz tego dłużej robić. - powiedziała ze łzami w oczach.
- Mam zrezygnować z pracy? - uniosłem brew nie dowierzając w to, co słyszę.
- Z tej tak. - powtórzyła twardo. - Harry, straciliśmy już Jen, co jeszcze musi się stać, byś pojął, że to robi się niebezpieczne? - dodała, starając się ukryć smutek w swym głosie.
- Wiedziałaś, z kim bierzesz ślub. - odparłem sucho, czując irytację na wspomnienie o Jen. - Podaj mi jeden konkretny powód, dla którego mam się teraz zmienić?
- Jestem w ciąży...

_________________________________________________

Tak dla wyjaśnienia, kilka kwestii:

1. Jak pisałam wcześniej, to opowiadanie będzie różnić się od "Uwierz w ducha", czy "Po drugiej stronie lustra", zatem nie będzie tutaj nic związanego z duchami, bądź sprawami metafizycznymi.
2. Po co dodałam zmarłą żonę Stylesa do listy bohaterów, dowiecie się z czasem, czytając opowiadanie.
3. Póki co rozdziały powstają z punktu widzenia Harry'ego, lecz nie jest powiedziane, że tak będzie zawsze.
4. Liama pominęłam celowo, gdyż nie widzę dla niego roli w swoim ff (tylko mi tu nie pisać, że go nie lubię, czy coś - pamiętajcie, że w opowiadaniach nie chodzi o prawdziwe osoby).
5. Nie Harry nie zwiąże się z żadnym z chłopaków. A, czy spotka nową miłość, czy nie to się jeszcze okaże.
6. Wytłuszczonym drukiem są zapisane retrospekcje Harry'ego.

Póki co przebieg i koniec historii znam tylko ja i jeśli jesteście jej ciekawi, zostaje mi zachęcać Was do czytania. Mam nadzieję, że wyjaśniłam wszelkie wątpliwości;)

Love xx

Anna.

sobota, 22 lutego 2014

#1

5 komentarzy:


- Opowiedz mi.
- Słuchasz tego co wieczór, znasz tą historię już na pamięć. - rzekłem ciepło, siadając na brzegu łóżka.
- Ale Ty tak ładnie o tym mówisz. - szepnęła słodko. - No opowiedz. - ponowiła swą prośbę.

Zerknąłem na rozweselone oczy April i mimowolnie się uśmiechnąłem. Te czekoladowe tęczówki, porcelanowa cera i cieniutkie złociste włoski... Mógłbym przysiąc, że każdy centymetr jej ciała jest wręcz lustrzanym odbiciem.

- Zgoda. - westchnąłem i uśmiechnąłem się, słysząc chichot dziewczynki. - Ale zrób mi trochę miejsca. - poprosiłem ciepło i gdy April przesunęła się, ułożyłem się obok, podałem pana Teddy'ego  i wtuliłem małą w siebie. - Pierwszy raz spotkaliśmy się w parku, koło fontanny.
- Tam, gdzie codziennie chodzimy na spacer. - wtrąciła.
- Dokładnie tam. - odparłem spokojnie. - Robiłem sobie małą przerwę w bieganiu, gdy ujrzałem, jak spacerowała z książką w dłoni.
- To było "Zaćmienie" - sprostowała blondynka. Rozczuliło mnie to, jak dobrze pamiętała każdy szczegół.
- To ja opowiadam czy Ty? - zapytałem rozbawiony i kiedy April obiecała siedzieć cicho, wróciłem do swego monologu. - Było co prawda ciepło, zwłaszcza jak na początek wiosny, mimo to wiał dość silny wiatr, który skradł kapelusz z głowy Madeline. Traf chciał, że udało mi się go złapać i oddać właścicielce a po krótkiej rozmowie wyciągnąć ją na kawę. Zaczęliśmy się widywać znacznie częściej i wtedy pojąłem, że Madeline bardzo wiele dla mnie znaczy.
- Była iskierką, która przerwała to kółko samotności? - zapytała pochłonięta moim wywodem.
- Krąg samotności, ale zdecydowanie nią była. - rzekłem, uśmiechając się na samo wspomnienie dnia, w którym wyznałem jej miłość.
- Wtedy napisałeś tą piosenkę, prawda? - nie przerywała swych dociekliwych pytań.
- Tak, stworzyłem ją, bo chciałem w niecodzienny sposób wyrazić słowo "kocham". - wytłumaczyłem cierpliwie.
- Zaśpiewaj mi ją. - do mych uszu dotarła cichutka prośba.
Pogładziłem małą po policzku i zacząłem delikatnie nucić, wpatrując się uważnie w jej tęczówki.

"Don't let me
Don't let me
Don't let me go
'Cause I'm tired of feeling alone.."

Zachciało mi się śmiać, gdy ujrzałem rozmarzenie w tak kochanych przeze mnie oczkach. Mimo to zachowałem powagę i zwróciłem się troskliwie.

- Na dziś wystarczy, najwyższa pora spać.
- Jeszcze nie. - jęknęła. - powiedz mi, co było dalej.
- Przecież dobrze wiesz. - rzekłem cierpliwie. - Potem był ślub a póżniej pojawiłaś się Ty.  - odparłem trącając delikatnie palcem nosek dziewczynki.

Zaśmiała się cicho i pomimo zmęczenia, które zaczęło ogarniać jej drobne ciało, kontynuowała swoje przesłuchanie.

- Dlaczego April?
- Bo urodziłaś się w kwietniu. I to ulubiony miesiąc mamy. Idź już spać. - szepnąłem prosząco, ucałowałem małą delikatnie w czoło i ruszyłem ku wyjściu.
- Tata? - mruknęła sennie.
- Słucham? - odwróciłem się i spojrzałem na moją znużoną kruszynę.
- Kochała nas, prawda?

Wpatrywałem się w April kompletnie zaskoczony rzuconym pytaniem.

- Oczywiście, że tak i to bardzo mocno.
- Więc dlaczego odeszła? - szepnęła smutno. - Skoro kochała to nie powinna nas zostawiać.

Poczułem ukłucie w sercu na te słowa. Podszedłem z powrotem do łóżka i przysiadając się, zacząłem czule gładzić policzek córki.

- Skarbie, czasem dzieje się coś, co kompletnie nie jest od nas zależne i nic na to nie możemy poradzić. - starałem się zachować spokój. - Mama nie chciała nas zostawiać ale tak się stało, że trafiła do aniołków.  I w cale nie odeszła. - szepnąłem cicho, odgarniając kosmyk włosów z czoła małej.

- Więc gdzie jest.. - westchnęła zrezygnowana.
- Tu. - uśmiechnąłem się i położyłem dłoń na swej lewej piersi.
- Tutaj? - zawtórowała, powtarzając mój gest.
- Tak.  I tu też. - wskazałem palcem jej główkę. - Ona wciąż istnieje w naszych wspomnieniach April.
- To nie fair. - mruknęła, ziewając. - Ty więcej pamiętasz ode mnie.

Prawda, gdy Madeline odeszła April miała ledwie dwa lata. Kojarzy zaledwie pojedyncze fakty takie, jak uśmiech, czy ulubione perfumy matki.

- Boję się, że całkiem o niej zapomnę. - rzekła smutno, przymykając oczy.
- Nie zapomnisz kochanie. - starałem się uspokoić dziewczynkę. - Obiecuję. Ale wiesz co? Poczekaj chwileczkę. - powiedziałem ciepło i zniknąłem z jej pokoju. Po chwili wróciłem z małym zdjęciem oprawionym w złotą ramkę i ustawiłem na szafce koło łóżeczka córeczki.
- To pomoże Ci o niej pamiętać. - szepnąłem i odczułem ulgę, gdy mała zamknęła wreszcie oczęta. Po raz ostatni obdarowałem ją całusem i ostrożnie ruszyłem w kierunku drzwi.
- Tatusiu.. - usłyszałem cichy jęk.
- Śpij aniołku, jestem obok.
- Kocham Cię... - ostatnie zdanie uleciało z jej usteczek nim ostatecznie przegrała walkę ze snem.

Poszedłem do salonu, nalałem sobie szkockiej i stawiając szklankę na stoliczku rozsiadłem się wygodnie w sofie. Moim oczom rzuciły się zakurzone albumy na zdjęcia, które wciąż obiecuję sobie uporządkować. Schowałem twarz w dłoniach i wziąłem kilka głębszych oddechów. Co wieczór ta sama opowieść, po której czuję się, jakbym brał udział w jakiejś terapii i musiał się zwierzać facetowi w eleganckich okularach z grubym notesem w ręku. Tymczasem zaspokajałem, a bynajmniej tak mi się chociaż wydawało, głód wiedzy własnej córki na temat jej zmarłej matki. Pewnie gdyby nie ona, dawno bym się załamał.

-Wciąż tak bardzo za Tobą tęsknię... Miałaś mnie nie opuszczać.

Westchnąłem sam do siebie i udałem się do sypialni. Gdy zanurkowałem w pościeli i przymrużyłem powieki, mimowolnie wrócił do mnie tekst mojej własnej piosenki.

"Don't let me
Don't let me go
'Cause I'm tired of sleeping alone..."

Owszem, jestem zmęczony spaniem samemu w naszym wspólnym łóżku. Jednak nikomu nie ustąpię Twego miejsca.

Madeline...

Prolog

1 komentarz:
Podążając wyznaczoną przez przypadki drogą trzeba uważać, by nie zagubić siebie...

Myślałem, że zgubiłem się sobie, gdy los bezlitośnie wydarł mi rąk połowę mego serca i obarczył gorzkimi łzami istoty, u której za nic nie chcę ich oglądać.

Myślałem, że zgubiłem się w sobie, kiedy musiałem wrócić do zajęcia, które porzuciłem przed laty i wolałem je mieć jedynie w pamięci.

Myślałem, że zgubiłem się w sobie, przestając ufać tym, którzy byli przy mnie w najtrudniejszych chwilach.

Myślałem, że zgubiłem się w sobie, tracąc zaufanie do własnych zmysłów.

A tym czasem to to, z czego żyję i to, dlaczego żyję wpędziło mnie w największe zagubienie....


_____________________________________________________

Witajcie;)

Jak widzicie powróciła do mnie wena z całkiem nowym opowiadaniem;) Co nie znaczy, że poprzedniego kontynuować nie będę - wszystko w swoim czasie;)

Te fan fiction będzie się różnić od tego, co pisałam wcześniej, mimo to mam nadzieję, że przypadnie Wam do gustu. Jedyne, co mi pozostaje, to życzyć miłej lektury ;)

Love xx

Anna.